To co po odwyku w Krychnowicach mnie zaszokowało to to że ledwo co wyszedłem z 'wariatkowa'
a już w zwolnienia lekarz nie chciał mi przedłużyć,mówiąc że to dla mojego dobra bym zaczął pracować i bywać między ludźmi.
Jak by moi koledzy nimi nie byli!!
Nic to jak się to mówi jak trza to trza.
A wstać do pracy trzeba rano i jechać zatłoczonym autobusem na 'piachy' ,
tam w fabryce domów pracowałem i nawet nieźle mi się finansowo powodziło.
Lecz w październiku 81 roku mając bilet do służby wojskowej dziwnie się wszystko jakoś układało.
Mając już bilet w rękach,przydział do jednostki wojskowej w Bochni k.Krakowa.
Na dwa dni przed pożegnalną imprezą podjechał samochód marki vilis i podeszło do mnie dwu żołnierzy z WSW i nic nie tłumacząc proszą o zwrot biletu.
Zwariowali myślę sobie ..........że coś się stanie skoro się tuż przed wyjazdem pofatygowali osobiście,musi to być pilna sprawa że tak znienacka bilety nam zabrali nic nie wyjaśniając.
Na odchodnym powiedzieli że bilety dostaniemy w późniejszym terminie.
No niee se pomyślałem ,ale fart mam bo byłem załamany że muszę iść w kamasze a tu imprezy panienki i mak już zebrany czekał w woreczkach !!
Żal mi było opuszczać to wszystko co miałem w cywilu.
Darek jak zawsze pomyślał bym się położył do psychiatryka na dwa-trzy tygodnie.
Tak też po namyśle zrobiłem i się udało!!!
Po trzech tygodniach wydostała mnie mam ze szpitala bo sam niestety nie mogłem wyjść,mimo że sam się zgłosiłem.
Tak tedy mateńka przyjechała i zabrała dziecinę do Starachowic,jeszcze tylko wypis w rękę i do ...DARKA!!:D
Tyle mnie było w domu,mając L-4 nie musiałem chodzić przez dwa tygodnie do pracy.
Laba jak cholera ,prawda??
Lecz po zwolnieniu kilka dni podjechali wojskowi jak wspomniałem i kazali się wstawić w WKU.
W wyznaczonym terminie wstawili się wszyscy co mieli bilety cofnięte i ponownie wręczali do tych samych jednostek,lecz tym razem biletu już nie przyjąłem i ku rozpaczy sierżanta ,który na siłę wciskał mi bilet mówiąc :
W wojsku są też dobre szpitala i MY pana już tam wyleczymy!!
Lecz nie mógł mnie przekonać do pokwitowania odbioru biletu.
Napisałem tylko podanie i do domu.....
Darek gotował świetną 'zupę".gęstą i taką kleistą jak kisiel lub budyń:D
Do tego dwie tabletki glimidu i już jest ciepło,błogo i w końcu padłem u Durka na starym drewnianym łóżku w objęcia morfeusza.
Śpij i śnij dzieciaku ,słyszałem tylko cichy śmiech Darka.
A letarg po takim 3 tygodniowym odwyku to dopiero jazda!!
W każdej cząstce mojego jestestwa czuję jak wszystko się rozluźnia pomaleńku bez
kopa lecz wejście jest takie przyjemne....długie i delikatne jak dźwięki z harfy Andreasa Vollenweidera :D:D
Słyszę więc cichy śmiech lecz nawet nie chcę ręką ruszyć by nie wypaść z letargu tak dobrze i cicho nic nie boli i nie muszę się kryć.
Świadomość ..... .że jestem bezpieczny.
Ojj co To??
A tu 13 grudnia-wojna!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz